-Revi... Nie wiem co mam powiedzieć. -westchnęła cicho przyjaciółka i ze współczuciem spojrzała na chłopaka. Ten jednak szeroko się uśmiechnął i wbiegł do środka.
-Ja też nie wiem co powiedzieć... To jest po prostu przepiękne, nie sądzisz? Prawda, że aż chce się krzyczeć? -spojrzał na Lucy, która rozejrzała się po pomieszczeniu. Przy wejściu stało kilka dużych beczek, jakaś skrzynia i stara, słomiana miotła, która stała oparta o ścianę. Piękne ozdoby z pajęczyn oraz kurzu dodawały uroku temu miejscu, jednakże to, co znajdowało się w centrum przykuło jej wzrok do tego stopnia, że dziewczyna zamyśliła się na chwilę. Na wodzie kołysał się stary, zniszczony statek z podartymi żaglami i kilkoma dziurami w kadłubie. Lucy, jako iż pracowała w porcie, poznała po głębszym zastanowieniu, że jest to wojenny slup. Nie było to łatwe, patrząc na stan tego okrętu i masę roślinności morskiej, która przykrywała go już prawie całego. Zobaczyła tylko, wykonaną najprawdopodobniej ze złota, nazwę statku: "Płonący Paryż".
-Tak? -odpowiedziała z nutką sarkazmu w głosie- Ale bynajmniej nie z powodu radości -dodała.
-Oj. Nie podoba ci się? Zobacz, trzeba tylko o niego zadbać i będę mógł łowić ryby na pełnym morzu! A z czasem jak się dorobię kupię sobie nowy. Założę gildię rybacką i będę najważniejszą osobą w rybołówstwie w naszym kraju... Nie! Najlepszym na świecie! -rozmarzył się Revi, a jego oczy zaczęły błyszczeć jak dwa ogniki, które zaraz miały przemienić się w istny pożar.
-Tak. A ja zostanę królową jednorożców i zacznę grać na harfie -powiedziała zrezygnowana dziewczyna- Jeżeli tak bardzo ci się podoba to mogę popytać szkutników, czy nie mogliby rzucić na niego okiem -dodała podchodząc bliżej.
-Byłoby bardzo miło z twojej strony, Lucy -odrzekł chłopak, po czym skierował się w stronę wejścia na okręt.
-Zaraz! Moment! Chyba nie zamierzasz tam teraz wejść? A jak spróchniałe drewno załamie się pod twoim ciężarem? -złapała go za ramię.
-Nic mi nie będzie -zapewnił ją- A poza tym umiem pływać -dodał wchodząc niepewnie na pokład.
-Dobrze. Rozejrzyj się a ja zaczekam tutaj -mówiąc to, Lucy usiadła sobie na skrzyni przy wejściu i nerwowo spoglądała w stronę statku. Rybak wszedł na pokład z charakterystycznym skrzypieniem desek i skierował się na tyły "Płonącego Paryżu". Wszedł po schodach na miejsce sternika i zaczął się bawić kołem sterowym, śmiejąc się przy tym głośno.
-Ahoj szczurze lądowy! Mówi kapitan tego statku! -krzyczał w stronę elfki, którą rozbawiło dziecinne zachowanie Reviego.
-Kapitanie Rybi Oddech! Niech kapitan uważa, bo zrobi sobie krzywdę! -zaśmiała się dziewczyna. Rybak nie zareagował.
-Połów był dziś udany! Następny port do którego... -w tym momencie pod chłopakiem deski zaskrzypiały złowieszczo, aby następnie runąć prosto do kajuty kapitańskiej, zabierając krzyczącego rybaka ze sobą. Lucy poderwała się z miejsca i zaczęła biec z pomocą przyjacielowi, jednak gdy dotarła na miejsce, ku jej zdziwieniu, nic mu nie było. Revi stał lekko zakurzony wpatrując się w wielką szafę, która otworzyła się, pewnie pod wpływem wstrząsu.
-Odbiło ci? Wiesz jak się przestraszyłam? Uszy stanęły mi dęba i myślałam, że już mi tak zostanie -piekliła się dziewczyna- Jesteś nieodpowiedzialny, dziecinny... O! Co to jest? -przerwała podchodząc do szafy. W szafie znajdowało się kobiece ubranie, wykonane z przyjemnego w dotyku sukna miejscami obitego skórą. Przy pasie zwisał jakiś lekko wygięty miecz z czaszką na rękojeści. Całej kreacji dopełniał czarny kapelusz kapitański, również z trupim czerepem, zwisający z wieszaka.
-O mój boże. Czy to mogło należeć do mojej matki? -zapytał Revi wyjmując ubrania z szafy.
-Skąd mam wiedzieć? -Lucy zaczęła oglądać pomieszczenie. Znalazła kilka map i lunetę. Prócz tego kufer, w którym było dużo ubrań marynarskich. Ubrania o dziwo śmierdziały tylko starością, ale wykonane były z dobrego jakościowo materiału. Pokazała to swojemu przyjacielowi, jednak ten zdawał się nie interesować się tymi znaleziskami. Chłopak trzymał w rękach jakąś kopertę, która była zaadresowana do jego matki i zapieczętowana glejtem. Zastanawiał się nad tym, czy powinien ją otworzyć. Po krótkim namyśle postanowił przełamać pieczęć i rozwinąć dokument, jednak to co na nim zobaczył przerosło jego największe oczekiwania. Przeczytawszy list podał go Lucy, która nie kryła swojego zdziwienia. W liście było napisane w skrócie tak:
"-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-
Costa Rica. 2 Czerwca 1510r
Pakt o nieagresji między piratami
na terenie mórz i oceanów,
Pakt o nieagresji między piratami
na terenie mórz i oceanów,
znajdujących się na całym globie
kuli ziemskiej. My, niżej
podpisani, kapitanowie spółek
pirackich, zobowiązujemy się
pirackich, zobowiązujemy się
do wzajemnej nieagresji
oraz współpracy od dnia dzisiejszego,
aż po kres naszych dni.
-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-
Rudo-brody
Anne Bony
Czarno-brody
Jack Sparrow
Levi Kuternoga
Płonące Oko
Elisabeth Ramsey"
Ostatni podpis najbardziej rzucił się tej dwójce w oczy. Przyjaciele popatrzyli na siebie w milczeniu, po czym spojrzeli znów na dokument.
-Revi. Nie chcę cię martwić, ale wydaje mi się, że twoja matka była piratem. -powiedziała spokojnie elfka.
-Tak. Na to wygląda. -odparł promieniejąc chłopak- Odkąd pamiętam opowiadała mi historię o piratach, którzy szukali skarbów, toczyli bitwy na morzu z flotami różnych państw. Bawili się przy ogniskach. Opowiadała to z takim zapałem, jak by.. Ona tam naprawdę była -dokończyli razem.
-Słuchaj, ja pójdę poszukać szkutnika, który zechce w miarę tanio naprawić twój statek, a ty w tym czasie postaraj się go bardziej nie uszkodzić, dobrze? -uśmiechnęła się dziewczyna po czym skierowała się do wyjścia odgarniając leżące deski z podłogi.
Rybak milczał. Raz po raz wpatrując się w dokument. Po chwili schował go do kieszeni i podszedł w kierunku skrzyni z ubraniami. Wpadł mu do głowy pewien pomysł. Porwał kilka ubrań z kufra, po czym poszedł w miejsce, które mogło być magazynem, gdyż każdy statek ma magazyn pod pokładem, według jego mniemania. Schodząc w dół po schodach, które z każdym jego krokiem wydawały charakterystyczne skrzypnięcie spowodowane starością i wilgocią, zauważył pod pokładem stanowisko z armatami oraz kulami i beczkami z prochem ustawionymi obok nich. Chłopak doliczył się ośmiu dział z prawej strony statku i tej samej liczby z lewej. Gwizdnął głośno z zachwytem i przemaszerował dumnie przez "kwaterę bojową" jak ją nazwał w myślach. Nieco dalej znajdował się upragniony przez niego magazyn. Kiedy tylko wszedł między półki z wszelakimi różnościami poczuł nieprzyjemny zapach z lewej strony magazynu. Zniesmaczony podszedł do źródła zapachu i stwierdził ze zgorszeniem, że w dwóch beczkach znajdowały się ponad dziesięcioletnie pomarańcze! Jakim cudem to nie wyszło jeszcze i nie zaatakowało mieszkańców miasta, nie wiedział. Stwierdził, że musi się tego jak najszybciej pozbyć, ale wszystko w swoim czasie. Revi zrzucił z siebie ubrania i nałożył na siebie nowe szaty. Piękną, o dziwo wciąż białą, renesansową koszulę i długie, workowate, czarne spodnie. Całej kreacji dopełniała brązowa kamizelka oraz duży, skórzany pas z wielką klamrą, piracki kapelusz i kordelas, które znalazł w kajucie kapitańskiej. Revi czuł, że czegoś mu jednak brakuje. Czegoś bardzo istotnego. Wiem! Papugi! Nie... Po co mi papuga? -myślał chłopak. Krzątał się po magazynie szukając "tego czegoś" co pozwoli mu poczuć się w pełni jak pirat. I wcale nie chodziło mu o wybite oko, czy też uciętą nogę. Uśmiechnął się pod wpływem tych myśli. Przesuwał raz po raz ręką po półkach magazynu, aż nagle natrafił dokładnie na to, czego poszukiwał. Wspiął się na jedną z beczek, z trudem powstrzymując wymioty, gdyż odór rozkładających się owoców był niesamowicie drażniący. Po dostaniu się na górę ponownie na jego twarzy wystąpił szeroki, promienny uśmiech, bo zobaczył dwa, pięknie wykonane pistolety czarno prochowe, które kilka sekund później znalazły się przy boku szczęśliwego znalazcy.
-Revi? Wróciłam i przyprowadziłam ze sobą ludzi do pracy nad tym twoim pokracznym stateczkiem! -nawoływała przyjaciela Lucy.
-Już idę! -odkrzyknął jej nastolatek, po czym wyłonił się na górny pokład z gracją podchodząc do dziewczyny, która z trudem powstrzymywała się od śmiechu.
-Widzę, że pan kapitan jest już gotowy na poszukiwanie El Dorado -stwierdziła z uśmiechem.
-Mógłbym wypłynąć choćby dziś, ale niestety nie mogę -obrzucił ciekawskim spojrzeniem na ludzi, którzy zaczęli oglądać statek i rozkładali narzędzia- swoją drogą powiedz mi, kochana przyjaciółko, skąd wytrzasnęłaś nagle piętnastu ludzi do mojego statku nie płacąc im ani grosza?
-Zabawna historia... -dziewczyna podrapała się za uchem- okazało się, że odkąd jestem zarządcą portowym mam także ludzi, którzy dla mnie pracują i wykonują większość prac. W tym i szkutników -uśmiechnęła się promiennie.
-Przepraszam, mości panie kapitanie, ale Zoltan przybył na łajby reperowanie! -mały człowieczek pociągnął lekko za bluzkę Reviego, po czym zwrócił się do elfki- Ale pamiętaj, że w zamian macie mnie wliczyć do załogi tej pływającej ruiny -uśmiechnął się i ruszył do robotników.
-Zostawmy ich tutaj. Poradzą sobie. Z tego co się dowiedziałam naprawa zajmie im od pięciu, do siedmiu dni. Mamy więc dużo czasu, żeby nauczyć się teorii, a może nawet praktyki. Wiesz... Odkąd jestem tym zarządcą... -zaczęła Lucy.
-Dobrze, już dobrze. Nie musisz tego powtarzać -przerwał jej- chcę tylko rekrutować załogę i nauczyć się pirackiego rzemiosła -wypalił chłopak.
-To już nie chcesz być rybakiem? -zaśmiała się.
-Wydaje mi się, że ostatnią wolą mojej matki jednak była ta ścieżka i chcę nią podążać -wyprostował się.
-Przeczuwałam, że tak będzie i powiadomiłam przyjaciół. Głównie dlatego Zoltan tutaj przybył. Przyjdzie jeszcze Hektor, któremu obiecałam lepszą pracę niż bycie zwykłym farmerem. Oczywiście farmę dalej będzie posiadał, ale znajdę mu zarządcę majątku ziemskiego i nie będzie miał tyle na głowie. Najtrudniej było przekonać Setarię. Wielki Drzewcu... Wiesz jak ciężko oderwać zielarkę od lądu? Zgodziła się tylko dlatego, bo powiedziałam jej, że bez niej zginiesz niechybną śmiercią. -uśmiechnęła się do Reviego, po czym nadal rozmawiając udali się do domu rybaka, aby wszystko przedyskutować. Wiedzieli, że mają około pięciu dni do naprawy statku i do tego czasu muszą nauczyć nie tylko siebie, ale i swoich przyjaciół przynajmniej podstaw życia na morzu. Jako iż Revi pływał już statkami, a Lucy pracowała przy nich, elfka wynajęła okręt od miejscowego handlarza i na nim uczyli przyjaciół przyzwyczajać się do morskiej żeglugi.
***
Wiem, że rozdział wyszedł mi ciut dłuższy niż poprzednie, ale myślę, że Wam się spodoba. Liczę na wyrażenie swojego zdania w komentarzach, ponieważ nie mam pewności, czy rzeczywiście Wam się podoba. (Oby wena się mnie nadal trzymała). Pozdrawiam
Little Prince Felice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz