-Revi, słuchaj. Z samego rana musisz udać się do notariusza i dowiedzieć się co twoja matka ci zostawiła. I najważniejsze, dlaczego dowiadujesz się o tym dopiero teraz? -urwała, po czym wzięła głęboki oddech- Revi...
-Tak?
-Ten list... Był tam przez cały czas... Przez osiem lat... A ty ani na chwilę nie przesuwałeś tej beczki? Nie robiłeś przemeblowania w tej chacie?
-No... Nie. Nie potrzebowałem tego. Chociaż. Jak tak o tym mówisz to zdarzyło mi się użyć beczki, tyle, że tej drugiej -chłopak uśmiechnął się głupkowato i podrapał się z tyłu głowy. Zielarka westchnęła cicho i zgasiła świecę. Położyła się na posłaniu gospodarza, a ten spoczął na deskach.
-Dobranoc, złota rybko -powiedziała z tłumionym śmiechem Setaria.
-Dobranoc, trujący bluszczu -odparł z uśmiechem i zasnął.
-No... Nie. Nie potrzebowałem tego. Chociaż. Jak tak o tym mówisz to zdarzyło mi się użyć beczki, tyle, że tej drugiej -chłopak uśmiechnął się głupkowato i podrapał się z tyłu głowy. Zielarka westchnęła cicho i zgasiła świecę. Położyła się na posłaniu gospodarza, a ten spoczął na deskach.
-Dobranoc, złota rybko -powiedziała z tłumionym śmiechem Setaria.
-Dobranoc, trujący bluszczu -odparł z uśmiechem i zasnął.
***
Następnego dnia pierwsze promienie słoneczne obudziły rybaka, nieśmiało łaskocząc jego twarz ciepłymi dłońmi. Chłopak przetarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Po przyjaciółce nie było ani śladu. Pewnie poszła zbierać zioła w lesie, pomyślał. Revi poszedł wykąpać się w beczce, po czym ubrany i odświeżony wyszedł z domu trzymając dokument w dłoni. Skierował się prosto do centrum miasta. Mijał po drodze ludzi, którzy patrzyli na niego z góry i omijali szerokim łukiem, gdyż był mocno poniżej ich standardu życia. Minął zaprzyjaźnioną wędzarnię, której właściciel serdecznie pomachał rybakowi ręką i z uśmiechem wszedł do swojego zakładu z potężnym kawałkiem mięsa, nadzianym na hak. W miarę jak zbliżał się do centrum miasta spotykał się z coraz większą arogancją i poczuciem niższości wobec innych obywateli. Nie zauważano go. Mężczyźni popychali go idąc przed siebie, a kobiety drwiły z jego poszarpanych ubrań. Owszem, był człowiekiem biednym, ale za to szczęśliwym. Jedyne czego zazdrościł innym to rodzina. Nie ważne jaka by ona nie była. Kiedy dotarł pod urząd notariusza, drzwi otworzyły się z impetem i nieszczęsny rybak dostał nimi tak mocno, że po chwili wylądował na ziemi. Spojrzał się ze złością na osobę, która na dzień dobry roztrzaskała mu nos. Była to elfka troszkę wyższa od niego, miała długie blond włosy i piegi. Ubrana była w wytworną wiktoriańską szatę sprowadzaną z bardzo daleka.
-Lucy? Do diabła, dlaczego ze wszystkich ludzi, których dzisiaj spotkałem, to właśnie ty rozwalasz mi nos? Nawet nie mogę na ciebie nakrzyczeć! -mówił masując się po krwawiącym nosie.
-O! Revi! Nie zauważyłam cię! -dziewczyna się odwróciła i jej zielone oczy zalśniły szmaragdowym odcieniem.
-No wyobraź sobie, że się domyśliłem! -dąsał się chłopak na co elfka wybuchnęła śmiechem.
-Co ty tutaj robisz? -zapytała tłumiąc chichot.
-Idę do notariusza. Znalazłem dokument, który... A z resztą nie ważne.. Chodź ze mną -wstał, złapał ją za rękę i wmaszerowali razem do urzędu. Po przejściu przez próg, prosty rybak ujrzał marmurową posadzkę, oraz liczne obrazy na ścianach. Podszedł do stolika, gdzie siedział niski, lekko garbaty mężczyzna, który w tempie śpiącego leniwca nakładał pieczątki na pisma i zdawał się nie zauważać chłopaka.
-Idę do notariusza. Znalazłem dokument, który... A z resztą nie ważne.. Chodź ze mną -wstał, złapał ją za rękę i wmaszerowali razem do urzędu. Po przejściu przez próg, prosty rybak ujrzał marmurową posadzkę, oraz liczne obrazy na ścianach. Podszedł do stolika, gdzie siedział niski, lekko garbaty mężczyzna, który w tempie śpiącego leniwca nakładał pieczątki na pisma i zdawał się nie zauważać chłopaka.
-Ekhem! -chrząknął, ale spotkał się z ciszą, którą raz po raz przerywał odgłos pieczęci. Podszedł do mężczyzny i powiedział lekko zirytowanym tonem.
-Proszę pana, przychodzę tutaj ze sprawą niecierpiącą zwłoki. Otóż... Mam przy sobie pewien dokument, który jest testamentem mojej matki. Według niego mam otrzymać jakiś klucz do doku numer siedemdziesiąt trzy -mówiąc to z uśmiechem podsunął dokument urzędnikowi.
-A kiedy zmarła pana matka? -zapytał starym, obolałym barytonem.
-Osiem lat temu.
-To w takim razie rzeczywiście niecierpiąca zwłoki... -sarkastycznie skomentował czytając dokument- Ale proszę chwilkę zaczekać, gdzieś go tutaj miałem -zaczął energicznie szukać czegoś w kufrze za jego plecami. Wyciągnął jakąś szkatułkę, książkę, plik dokumentów, kota, jakieś ubranie, drugiego kota- O! Znalazłem. Oto klucz do owego doku. Życzę miłego dnia! -podał klucz Reviemu do ręki i sam zaczął na nowo zajmować się dokumentami.
-Dziękuję panu. Do widzenia -odpowiedział chłopak i skierował się do wyjścia.
-To w takim razie rzeczywiście niecierpiąca zwłoki... -sarkastycznie skomentował czytając dokument- Ale proszę chwilkę zaczekać, gdzieś go tutaj miałem -zaczął energicznie szukać czegoś w kufrze za jego plecami. Wyciągnął jakąś szkatułkę, książkę, plik dokumentów, kota, jakieś ubranie, drugiego kota- O! Znalazłem. Oto klucz do owego doku. Życzę miłego dnia! -podał klucz Reviemu do ręki i sam zaczął na nowo zajmować się dokumentami.
-Dziękuję panu. Do widzenia -odpowiedział chłopak i skierował się do wyjścia.
Po wejściu na rynek elfka nie wytrzymała ciszy w jakiej szli przez miasto.
-Revi. Ja wiem, że to jest normalne zachowanie nic nikomu nie mówić, wciągać go do budynku, olewać go przez cały ten czas a później jak gdyby nigdy nic mieć go gdzieś nadal, ale co tutaj się na stuletni dąb wyprawia? Jakim cudem dopiero teraz znalazłeś ten dokument? I dlaczego nie wiedziałam, że w moim porcie jest dok o numerze siedemdziesiąt trzy?
-A! Właśnie. Gratulacje z zakupu portu -odpowiedział chłopak z uśmiechem.
-A dziękuje... Zaraz... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-A! Właśnie. Gratulacje z zakupu portu -odpowiedział chłopak z uśmiechem.
-A dziękuje... Zaraz... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Tak, słucham. Sam nie mam pojęcia jak to się stało, ale wszystkiego dowiem się na miejscu -odpowiedział wpatrując się w duży, żelazny klucz z karteczką z numerkiem 73. Po około pięciu minutach marszu i następnych dziesięciu minutach spędzonych na poszukiwaniu odpowiedniego doku dwójka przyjaciół znalazła wielki, drewniany dok z numerem, odpowiadającym numerze na kluczu. Zbliżało się południe, słońce malowniczo oświetlało wejście, które zaryglowane było kilkoma łańcuchami i dużą kłódką. Revi wsadził klucz do zamka i przekręcił. Kłódka puściła, a łańcuchy się poluzowały. Lucy pomogła przyjacielowi ściągnąć łańcuchy. Stali teraz przed drzwiami, które wystarczyło tylko otworzyć. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i razem popchnęli drzwi. Stare wrota zaskrzypiały złowrogo otwierając tajemnicę doku, który był własnością matki Reviego, a teraz należał do niego. Oboje stanęli jak zaklęci wpatrując się w zawartość doku.
-Na wszystkie duchy lasu... Revi...
-Tak.. Widzę...
-Na wszystkie duchy lasu... Revi...
-Tak.. Widzę...
----------------------------------
Cześć czytelniku!
Pewnie zastanawia Cię fakt, dlaczego wrzuciłem drugi rozdział tego samego dnia. Otóż odpowiedź jest prosta. Chciałem wrzucić oba rozdziały jako jeden, ale coś mi się pokiełbasiło w Bloggerze i wrzuciła się tylko część owego rozdziału. Pomyślałem więc, że rozbuduję tą nie wrzuconą część i opublikuje ją jako rozdział drugi :) Nie miejcie mi tego za złe :D Wasz Felice.
Pewnie zastanawia Cię fakt, dlaczego wrzuciłem drugi rozdział tego samego dnia. Otóż odpowiedź jest prosta. Chciałem wrzucić oba rozdziały jako jeden, ale coś mi się pokiełbasiło w Bloggerze i wrzuciła się tylko część owego rozdziału. Pomyślałem więc, że rozbuduję tą nie wrzuconą część i opublikuje ją jako rozdział drugi :) Nie miejcie mi tego za złe :D Wasz Felice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz