Morskie fale raz za razem uderzały o kadłub statku, który zdawał się nawet tego nie zauważać. Dziarsko płynął przed siebie rozbijając morskie bałwany, popychany łagodnym wiatrem. Tego dnia sternik nie miał zbyt dużo do roboty, więc niedbale oparł się o koło sterowe "Płonącego Paryża" i patrzył przed siebie wyczekując celu swej podróży - portu w Cancun. Chłopak wybierał się tam, ponieważ rano dostał niepokojący list bez adresata, daty, czy jakiejkolwiek innej informacji odnośnie nadawcy. W liście zawarta była informacja, iż osoba pisząca ten list wita nowego posiadacza okrętu o nazwie "Płonący Paryż" i prosi go o spotkanie w pobliżu Cancun. Spotkają się na morzu, kiedy podpłynie do niego okręt z białą banderą z płonącą kulą na środku. Reviemu nie podobał się pomysł, aby wyruszyć w nieznaną podróż, narażając przyjaciół na niebezpieczeństwo, jednak ci zgodzili się zaryzykować i oto są tutaj razem z nim. Płyną w nieznane im tereny, aby spotkać się z nieznajomym, który jakimś sposobem dowiedział się, że "Płonący Paryż" zmienił właściciela. Gdy chłopak zastanawiał się nad owym listem poczuł uderzenie w głowę.
-Pobudka panie kapitanie! Chcesz nas przez swoją nieuwagę zatopić, czy może wyćwiczyć naszą czujność? -powiedziała Setaria opuszczając lunetę, którą zadała uderzenie.
-Czy tak powinno się traktować kapitana? -jęknął Revi trzymając się za głowę.
-Może i jesteś kapitanem tego statku, ale to ja odpowiadam za stan zdrowia załogi i nie życzę sobie żadnych wypadków. Wystarczy, że Zoltan ma chorobę morską -urwała na myśl, że za nie długo znów musi mu podać zioła.
-Tak, tak. Dobrze już dobrze -chłopak przeciągnął się i ziewnął potężnie, po czym z należytą postawą chwycił koło sterowe i bacznie obserwował morze. Setaria widząc to uśmiechnęła się triumfująco i niezbyt szybkim krokiem zeszła po schodach w poszukiwaniu krasnoluda z mdłościami. Podróż przebiegała bez żadnych przeszkód. Raz za razem dumny posiadacz okrętu wydawał polecenia swojej załodze, zaś sam pilnował aby statek podążał w dobrym kierunku. Lucy szwendała się po pokładzie wykazując nadmierne pobudzenie i zainteresowanie żeglarskim rzemiosłem. Revi widząc zachowanie swojej przyjaciółki nakazał jej gestem ręki podejść do niego, co elfka niezwłocznie uczyniła.
-Co się dzieje, Revi? -zapytała wchodząc na górę.
-Zastanawiam się nad rozdzieleniem obowiązków na okręcie, jednak twoje sterczące uszy biegające to tu, to tam lekko mi utrudniają to zadanie- zażartował chłopak -jednak widzę, że nie łatwo jest cię powstrzymać od doglądania prac załogi, toteż ja jako kapitan "Płonącego Paryża" chciałbym złożyć ci propozycję- urwał patrząc wymownie na elfkę, na której twarzy malowało się zaciekawienie. Widząc tą reakcję uśmiechnął się i zaczął mówić dalej -Zastanawiałaś się może nad funkcją bosmana?
-Ja? Miałabym być bosmanem? -oczy dziewczyny zdawały się świecić -Ekhem! To znaczy tak, zastanawiałam się, ale chyba nie chcesz ze mnie zrobić bosmana? -ostatnie zdanie powiedziała prawie na bezdechy, aby ukryć entuzjazm. Oczywiście chciała być bosmanem, ponieważ będzie miała większą władzę nad załogą, nad którą świeżo upieczony kapitan nie mógłby samodzielnie zapanować.
-Dobrze więc -powiedział Revi uśmiechając się przyjaźnie do towarzyszki- Ahoj wilki morskie! Teraz będzie przemawiał kapitan, czyli ja, więc stulić dzioby i wysłuchać tego co mam do powiedzenia! -na dźwięk tych słów gwarna załoga zwróciła oczy na chłopaka w pełnym milczeniu- Postanowiłem wprowadzić kilka zmian na moim okręcie, a mianowicie ta oto kobieta -wskazał na Lucy, której uszy zdawały się drgać od przejęcia- zostaje bosmanem na tym statku. Jeżeli ktoś chce zgłosić sprzeciw, który będzie zawierał w sobie zdania w stylu: "Bo ona jest kobietą i nie nadaje się do tej roboty", to z miejsca wyrzucę go za burtę -przerwał i spojrzał krytycznym okiem na załogę. Upewniając się, że nie mają żadnych obiekcji mówił dalej- Drugą rzeczą jaką planuję tutaj zmienić to liczba osób. Wydaje mi się, że dwadzieścia osób to trochę za mało na wyprawy po wielkie bogactwa, dlatego musimy rekrutować więcej osób. Trzecia rzecz jest niewątpliwie najważniejszą -spojrzał w górę- czy ktoś do cholery jasnej może w końcu wejść na bocianie gniazdo, czy mam tam wysłać kogoś siłą? -na te słowa pierwsza osoba, która była najbliżej zaopatrzyła się w lunetę i zaczęła się wspinać na górę- Świetnie! W takim razie doprowadźmy już ten rejs do końca, męczy mnie już pływanie bez ograbiania chciwych kupców. Do roboty parszywe psy! -krzyknął na odchodne, a kiedy tylko się odwrócił załoga wydała okrzyk, na znak że przyjęli do wiadomości i zgadzają się z decyzjami młodego kapitana. Nie minęło nawet piętnaście minut, kiedy marynarz na bocianim gnieździe zasygnalizował zbliżanie się okrętu z naprzeciwka.
-Kapitanie! Okręt z jakąś białą banderą z czerwonym płomieniem po środku zbliża się do nas!
-Widzę! -Revi doskonale pamiętał opis bandery z listu, więc wydał komendę do zatrzymania statku i zrzucenia kotwicy. jak powiedział, tak też się stało. Okręt płynący z naprzeciwka zaczął się zbliżać, aż w końcu zrównał się z "Paryżem" i zatrzymał się. Przy lewej burcie spostrzegli załogę, ubraną w pomarańczowe kubraki.
-Ahoj! Gdzie jest kapitan tej łajby? -zawołał rosły, rudowłosy mężczyzna z zarostem rozglądając się po załodze.
-Ja jestem kapitanem -Revi podszedł do kładki, którą gestem kazał zarzucić na drugi statek, aby ułatwić porozumiewanie się- otrzymałem list, więc zjawiłem się, jak mi polecono. Kim jesteś? -zwrócił się do mężczyzny, który uśmiechnął się drwiąco.
-Jestem kapitanem tej łajby i nie mam czasu na wymianę uprzejmości -mówił przechodząc na "Płonący Paryż"- przejdźmy do rzeczy, młokosie. Masz na tym statku dokument, który nie należy do ciebie. Daj mi go, a mój kapitan, Płonące Oko dopilnuje, aby był bezpieczny- mówiąc to stanął przed chłopakiem z wyciągniętą dłonią. Był o dwie głowy wyższy od Reviego i na pewno dużo silniejszy.
-Posiadam dokument, o którym pewnie mówisz, ale -urwał przypominając sobie nazwę, którą wymówił rudowłosy z dokumentu- czy nie mógłbym sam przekazać go twojemu kapitanowi? -zapytał Revi z trudem tłumiąc w sobie uczucie lęku, jakie zasiał w nim mężczyzna.
-Jeżeli pokonasz jego pierwszego mata, proszę bardzo. Przynajmniej weźmie je sobie z twojego truchła. Dawaj mi ten dokument, bo już jestem spóźniony! -pieklił się mężczyzna.
-Dobrze, rozumiem -mówiąc to podał mu papier, który świadczył o nieagresji wobec piratów. Rudowłosy wziął go szybko z rąk chłopaka, przeczytał, a następnie podarł na kawałki.
-Hej?! Co ty wyprawiasz? Przecież to...
-Zamknij się płotko i słuchaj. Pakt już nie obowiązuje. Płonące Oko się z tego wypisuje, z resztą jak i Rudobrody i cała reszta tych popapranych istot. Jeżeli ci życie miłe wracaj na ląd, podrośnij, bój się dalej i śmierdź strachem, który i tak od ciebie teraz czuję -uśmiechnął się widząc przegraną minę Reviego, po czym dodał- Bandera Płonącego Oka nie zaatakuje tak drobnego stateczku jak twój, więc możesz czuć się bezpiecznie -poklepał go po plecach z taką krzepą, że Revi aż zrobił krok do przodu. Mężczyzna wrócił szybkim krokiem na swój okręt, a gdy ludzie Reviego wciągnęli kładkę, statek z białą banderą zaczął odpływać- Nie wchodź nam w drogę to przeżyjesz parę dni dłużej, żeby zobaczyć głowę Rudobrodego na moim maszcie! -krzyknął rudowłosy odpływając, kończąc wypowiedź przeraźliwym rechotem.
Kapitan Revi zrezygnowany nakazał zawrócić statek i płynąć do portu w Zatoce Meksykańskiej. Załoga widząc rozgoryczenie kapitana nie sprawiała większych problemów. Nawet Lucy nie odezwała się ani słowem, dając przyjacielowi czas dla przetrawienia informacji. Po powrocie do portu, Revi zamknął się w kajucie, oznajmiając że załoga ma tydzień wolnego, a on sam zatroszczy się o siebie i o okręt. Nikt nie oponował. Setaria wróciła do swojego lasu, a czujna Lucy czuwała blisko doku swojego przyjaciela, aby ruszyć mu z pomocą w razie problemów.
Zapowiadał się długi tydzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz